MTB Hermanów (15.08.2010)

Autor: Robert

Wyjazd do Hermanowa nie był planowany. W tym czasie miałem być ze Sławkiem w Zieleńcu, niestety jego stan zdrowia nie pozwolił na to. Padł pomysł, aby wybrać się do Hermanowa. W sobotę okazało się jednak, że wyjazd ten stoi pod znakiem zapytania ze względu na dość poważne podrażnienie jednego oka i okropny ból głowy związany z tym podrażnieniem. Wieczorem zrobiłem okład na oko z nadzieją, że to pomoże...



Niedziela pobudka o 6 rano i na powitanie nowego dnia oko czerwone jak u królika, widzę świat jak za mgłą i głowa pęka. Zebrałem się jednak i pół ślepy pojechałem do Hermanowa. Na miejscu byłem jako jeden z pierwszych, więc bardzo szybko i sprawnie załatwiłem wszystkie formalności związane ze startem. Wróciłem do auta, zjadłem coś i powoli zacząłem się szykować. Wyciągnąłem rower, pojeździłem chwilę i okazuje się, że coś nie tak z tylną przerzutką! Jakby wózek się wygiął albo skrzywił się hak.... dziwne. Podjechałem na serwis, który był ogólnie dostępny przed maratonem, niestety nie byli w stanie mi pomóc...



Pomyślałem sobie, że najwyżej skończę po paru kilometrach z zaciągniętą przerzutką w szprychach, złamanym hakiem i zerwanym łańcuchem J. Zamontowałem numer startowy i pojechałem na rozgrzewkę. Już na tym etapie dziwnie się czułem. Bolące oko, dziwnie wysokie tętno i nie do końca sprawna tylna przerzutka nie napawały optymizmem.



Powrót na miejsce startu i standardowo staję w środku stawki. Na start czekaliśmy jeszcze około 35 minut, gdyż był on przesuwany. Skwar z nieba lał się na nas a ma tak staliśmy i wytapialiśmy się jak słonina... Po starcie od razu starałem się przebić do czołówki, która już mi nieźle odjechała. Dogoniłem ją dopiero po kilkudziesięciu minutach. Na początku jechało mi się ciężko, tętno strasznie wysokie, ciśnienie rozsadzało mi głowę i oko! Później było już o wiele lepiej, jechałem równo dając mocne zmiany. Trasa całkiem ciekawa kilka podjazdów w tym jeden asfaltowy dość męczący. Najtrudniejszym momentem na trasie był zjazd wąwozem, na którym zgubiłem bidon. Jechałem tam szybko i momentami było bardzo niebezpiecznie, pod koniec cudem uniknąłem salta do przodu z powodu zbyt wysokiego ciśnienia w tylnym kole – niejeden zawodnik doznał tam ładnych szlifów! Zawodnicy czasami błądzili, wcześniej wyprzedzeni przeze mnie nagle znajdowali się przede mną... Kolejne kilometry to już wspólna jazda na zmiany z Piotrem Putzem. Za nami grupka 3 kolarzy, która później nas doszła i tak jechaliśmy prawie do samej mety. Na ostatnich kilometrach dopadają mnie kurcze lewej łydki- trochę za późno wziąłem magnez na trasie. Starałem się jechać na wyższej kadencji i rozciągać łydkę. Kilometr przed metą rozegraliśmy finisz między Piotrem z Agpolu, Bartkiem z MTB Konin i mną. Trasa bardzo fajna, oznaczenie trochę kulało jak i obsługa na bufetach. Oczekiwanie na dekorację i powrót do domu.

Wyniki dystans mega:

- 2 miejsce w open, 2 miejsce w kategorii M2