Gniezno Mistrzostwa Wielkopolski MTB (22.05.2011)

Autor: Robert
Galeria:

22 maja razem z dość liczną reprezentacją klubu oraz kibicami z samego rana wyruszyliśmy do Gniezna. Pogoda przepiękna- upał od samego poranka, humory w całym składzie wyśmienite. Czułem się rewelacyjnie. Po przyjeździe na miejsce standardowe czynności przygotowawczo-sprawdzające, później rozgrzewka i … Niestety zakończyła się ona dla mnie dość szybko i nie do końca szczęśliwie. Podczas jazdy gnieźnieńskimi uliczkami, uległem upadkowi prosto na twarz, przez co zdarłem sobie usta i potłukłem się dość konkretnie. Mimo tego, opatrzyłem sam siebie i stanąłem na linii startu w granicach 5-6 rzędu. Start został opóźniony o około 15 minut. Czekaliśmy w skwarze z niecierpliwością…



Po starcie odbyła się runda honorowa, na której trochę się rozgrzałem, po czym nastąpił start ostry. Na początku jechałem dość spokojnie, aby nie zakwasić się zbytnio na kolejne pół wyścigu. Nawet nie wiem, w których momentach połowa naszej załogi mnie wyprzedziła! Po kilkunastu minutach podkręciłem tempo i doszedłem Jarka, który jechał na mini i sapał przy tym okropnie. Kolejno doszedłem Karola, który jechał giga, później kolejną grupkę, w której jechał Krzychu- również gigowiec. Kilka minut ciągnąłem ową grupę, po czym na podjeździe płytowym koło blokowisk odskoczyłem do przodu. Doganiałem kolejne grupki, na 18 kilometrze, jadąc w kilkunastoosobowej grupie, zaatakowałem gubiąc ją. Kolejne kilometry to szybka jazda z zawodnikami Torq Superior i nasza dobra współpraca owocuje dogonieniem kolejne grupki. Przed sobą ciągle widziałem Adama z Rowerowej Brzozy i starałem się go dogonić, co udało się dopiero po parunastu minutach. Wspólnie z Adamem odskoczyliśmy od grupki na kilkanaście minut, lecz nasza ucieczka z



ostała skasowana po około 15 minutach. Jechaliśmy tak w około 5 osób prawie do samej mety. Podążałem na końcu grupki, aby chwilę odsapnąć. Na ostatnich pofałdowaniach postanowiłem zaatakować i udało mi się urwać grupę na jakieś 60-70 metrów. Zbliżały się ostatnie kilometry ścigania, które w końcowej części prowadziły przez teren XC. Ostatni dłuższy podjazd, wrzucam na młynek i … łańcuch spada mi za kasetę, między nią a szprychy!!! Koło się blokuje, zeskakuję z rowera i próbuję wydobyć łańcuch! Rzucam mięsem-, co za pech! Wyprzedzona grupa dogania mnie i znika za górką… Po minucie wyciągam łańcuch i gonię grupę błądząc jeszcze na samym końcu! Na wszystko te zdarzenia uciekły mi jakieś 2-3 minuty. Dojeżdżam na metę na 11 miejscu open i 4 w kategorii M2. Dekoracje i oficjalne wyniki znane były dopiero po jakimś czasie po zawodach. System sędziowski zawalił na 101 %. Bufety mierne, posiłek regeneracyjny również.